W dniach 18 – 21 listopada 2017 roku udałem się do Włoch, gdzie doszło do zdarzenia drogowego, w którym brał udział polski kierowca, a wydanie opinii dla Sądu Okręgowego wymagało wykonania czynności procesowych polegających między innymi na pomiarach drogi i wiaduktu drogowego.
Po wielogodzinnym zapoznaniu się z aktami sprawy i prawie tygodniowym przygotowaniu się do wylotu, zabezpieczeniu całej logistyki na miejscu we Włoszech, zaplanowaniu czynności koniecznych do wykonania i zapoznaniu z prawem miejscowym byłem gotowy do pracy za granicą. Czynności te nie należą do prostych, zawsze istnieją problemy transportowe, trudności w przewiezieniu potrzebnego sprzętu technicznego i pomiarowego, pojawiają się pytania jak formalnie i oficjalnie uzyskać pozwolenie od lokalnych władz na przeprowadzenie czynności na miejscu zdarzenia. Na szczęście udało się sprawnie wykonać całość pomiarów i niezbędnych ustaleń, a praca przebiegła szybko i poprawnie.
We Włoszech jak zwykle zaskoczyło mnie kilka rzeczy. Z turystycznego punktu widzenia przyznam, że po przybyciu na miejsce doznałem szoku w związku z panującą tam temperaturą na koniec listopada. W dniu wylotu z Gliwic w Polsce było blisko zero stopni. Przylot do Mediolanu jeszcze wrażenia nie zrobił bo przecież leży on w sąsiedztwie gór, ale już po przejechaniu kilkuset kilometrów samochodem do pięknej Genui zrobiło się naprawdę sympatycznie. Nadmorski klimat, w którym temperatura praktycznie przez cała dobę utrzymywała się na poziomie 18 stopni spowodował, że praca w takich warunkach była chyba najprzyjemniejszą z możliwych. Miejsce zdarzenia czyli poddany pomiarom wiadukt znajdował się w odległości około stu metrów od morza. Praca marzenie.
Poza walorami turystycznymi zwróciłem uwagę na sposób jazdy miejscowych kierowców. Momentami można by powiedzieć, że ich sposób poruszania się był mocno beztroski. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że lekceważenie przepisów prawa o ruchu drogowym jest tam na porządku dziennym, a czasami miałem wręcz wątpliwości czy takie przepisy u nich istnieją.
Sposób parkowania Włochów? – gdzie się chce, gdzie się da. Wrażenie ? Włosi nie parkują – oni porzucają pojazdy gdzie mają ochotę. Ruch wszędzie jak w Rzymie, a przecież głównie jeździłem po ok 700 tysięcznej Genui, więc porównywalnym mieście do Wrocławia. W związku z klimatem wszechobecne są skutery, które jeżdżą wszędzie, otaczają kierowców jak szarańcza z każdej strony. Zmiana kierunku odbywa się bez kierunkowskazów, jazda pod prąd, po chodniku… codzienność. Sygnalizacja świetlna dla pieszych… wrażenie, że we Włoszech to tylko sugestia. Gdy nadawany jest sygnał czerwony to Włosi rozglądają się na boki i uważają, żeby ich nic nie potrąciło bo idą normalnie na drugą stronę jezdni ( nawet gdy w okolicy był patrol Policji, który oczywiście nie reagował), a gdy nadawany jest sygnał zielony to już przechodzą bez rozglądania się 🙂 W tej kwestii w Polsce mamy o wiele większą kulturę i porządek. Rzuciło mi się w oczy jeszcze jedno. Zdecydowana większość aut we Włoszech jest poobijana z każdej strony. To zapewne spowodowane jest parkowaniem byle gdzie i byle jak, a potem przeciskaniem się podczas wyjeżdżania. Tam nikt nie zwraca uwagi na drobne otarcia karoserii, niestety z tego powodu nie mogłem doświadczyć jak wygląda obsługa kolizji we Włoszech.